Ulubione kosmetyki Nacomi: top 5

Polski rynek kosmetyczny obfituje w ostatnich latach w świetne, naturalne kosmetyki, z czego należy tylko się cieszyć. Zwłaszcza do produktów Nacomi chętnie i regularnie wracam, bo są bardzo porządne i – co też ważne, tanie. Dziś podrzucam 5 moich faworytów, do różnych zadań specjalnych.

Dlaczego lubię Nacomi? Proste i krótkie składy, fajne kompozycje zapachowe, dobra dostępność – długo możnaby wymieniać. Najczęściej kupuję je w Hebe albo online, na przykład TUTAJ, gdy robię większe zakupy i chcę mieć gwarancję pełnej dostępności. A co kupuję najczęściej i do czego wracam?
1. Maseczki algowe Nacomi – borówka

Maska algowa doskonale odżywia i nawilża skórę. Chroni przed utratą wilgoci, spowalnia procesy starzenia się skóry, doskonale rewitalizuje i stymuluje komórki skóry do odnowy. Zawarta w jej składzie borówka jest bogata w antyocyjany, które wzmacniają strukturę kapilarną naczyń krwionośnych. Dzięki temu maska doskonale sprawdza się w pielęgnacji cery naczynkowej. Działanie borówki wzmacnia naturalna witamina C. Maska pomaga skórze odzyskać właściwy poziom nawilżenia, chroni ją przed zaczerwienieniami i podrażnieniami, delikatnie rozjaśnia i wyrównuje koloryt skóry.
Działanie:
– wzmacnia naczynia krwionośne
– dba o prawidłowy poziom nawilżenia skóry
– chroni przed podrażnieniami
– zapobiega zaczerwienieniom 
– rozjaśnia i wyrównuje koloryt skóry

Podpisuję się właściwie pod wszystkimi zapewnieniami producenta. Zwłaszcza jesienią i zimą, przy kiepskiej pogodzie, przesuszonym domowym powietrzu i braku witamin warto po nią sięgnąć, bo wyraźnie poprawia kondycję skóry. Jako posiadaczka wyraźnych, popękanych naczynek w okolicy nosa i policzków, zauważyłam też że nie są tak bardzo widoczne jak bez stosowania maski. Wygląda na to, że skóra faktycznie jest wzmocniona i lepiej radzi sobie z czynnikami zewnętrznymi. Maska ma oczywiście postać proszku, więc wystarczy zmieszać ją np. z wodą, a po aplikacji gładko usuniemy ją gdy zastygnie do swojej gumowej postaci.
2. Mus do ciała Nacomi – borówkowo wygładzający
Muszę się do czegoś przyznać: nie znoszę wszelkich zabiegów związanych z nacieraniem ciała, stosowaniem balsamów, kremów i olejków. Jasne, lubię efekt jaki dają, ale zwykle jestem tak zmęczona gdy biorę wieczorem kąpiel, że co najwyżej wlewam kilka kropli jakiegoś olejku i tak uzyskuję względne nawilżenie i zmiękczenie skóry (protip!). W przypadku tego produktu jest trochę inaczej – dzięki konsystencji musu, a jednocześnie napakowaniu intensywnymi olejkami, łączy w sobie łatwość i szybkość stosowania (piankowy mus, yesss) i solidne, wręcz hardkorowe nawilżenie. Nie polecam stosować rano, bo dość długo się wchłania, ale efekt jest naprawdę porównywalny do opatrunku. Żaden tradycyjny balsam nie spowodał u mnie takiego zmiękczenia i nawilżenia skóry które trwa dłużej niż tylko chwilę po zastosowaniu. W musie znajduje się m.in. olej migdałowy i z dzikiej róży, więc to zapewne ich zasługa. Polecam także w innych wersjach zapachowych, według uznania.
3. Nacomi naturalny malinowy peeling do rąk 
Od jakiegoś czasu do ciała najchętniej stosuję domowy peeling kawowy, jednak ten maluch zawsze stoi gdzieś w łazience. Lubię go, bo w roli drobinek mamy tu naturalny, nieszkodliwy cukier, a oprócz tego – oleje i witaminy, więc po zastosowaniu praktycznie nie ma już potrzeby sięgać po krem. Obłędnie pachnie, nie kaleczy skóry, wygładza i nawilża: czego chcieć więcej?
4. Marokańska glinka ghassoul 
Z glinkami bywa różnie, to jednak chyba niezawodny klasyk. 100% naturalna, wulkaniczna glinka, której główne działanie koncentruje się na łagodnym ale zrównoważonym oczyszczaniu. Dlaczego zrównoważonym? Po zmieszaniu z wodą, glinka absorbuje z powierzchni skóry niepożądane zanieczyszczenia, ale sprytnie oddziela je od potrzebnej nam warstwy lipidowej, nie powoduje więc przesuszenia i ściągnięcia. Glinka świetnie działa solo, ale będzie też dobrą bazą do połączenia z olejami czy serum w postaci indywidualnie dostosowanej maski. Wiem że można stosować ją także do oczyszczania włosów, ale na to jeszcze się nie porwałam – za to w pielęgnacji skóry twarzy radzi sobie bardzo dobrze. 
5. Czarne mydło savon noir Nacomi
To produkt, przed którym dość długo się wzbraniałam. Nie przemawiała do mnie konsystencja, a gdy już je kupiłam – odrzucał mnie zapach. Mydło powstaje w 100% naturalnie z oliwy i ekstraktu z oliwek, pachnie więc dokładnie tak jak one – trochę kwaśno i cierpko. Chodzi jednak o działanie, a ponieważ jest naprawdę spektakularne, warto zapalić w pobliżu świeczkę zapachową a mydło zastosować tam, gdzie należy. Dlaczego? Jestem zwolenniczką tradycyjnych peelingów, ściereczek i innych metod mechanicznego złuszczania skóry, peelingi enzymatyczne zawsze powodowały u mnie mieszane uczucia i brak dostatecznie zauważalnych efektów. Za to po nałożeniu gęstej mazi czarnego mydła, można wręcz poczuć delikatne mrowienie, jakby namacalny skutek działania enzymów zawartych w kosmetyku. Po odczekaniu 10 minut, skóra jest w dotyku inna niż po jakimkolwiek innym produkcie: wręcz… trzeszczy, ma tak gładką, lustrzaną strukturę. Ciężko jest namacalnie stwierdzić działanie dotleniające czy odżywcze, jednak jeśli chodzi o solidne oczyszczenie i wygładzenie – działa. Warto dać szansę tej oliwkowej galaretce, bo robi z cerą coś nieporównywalnego. 
Tak wygląda moja piątka Nacomi – po te kosmetyki sięgam najczęściej, chociaż ostatnio zaopatrzyłam się w kilka nowości: zwłaszcza olejków. Ciężko jednak zdecydować o skuteczności poszczególnych produktów stosując je wszystkie naraz, stąd rosnąca kolejka. 
Tych koleżków powyżej tymczasem gorąco polecam, bo jestem więcej niż pewna że ich rola w codziennej pielęgnacji może wyraźnie pomóc kondycji Waszej cery i ciała. 
Lubicie Nacomi? Jakie produkty warte są uwagi według Was?