Chociaż zdecydowanie nie jestem zwolenniczką ślepego podążania za trendami, jedno jest pewne – gdy się pojawiają, a niektóre są bardzo wyraźne – mimochodem w większości sama również przemycam je do swojej szafy czy kosmetyczki. Wszystko wskazuje na to, że nadchodzącej jesieni oprócz klasycznego bordo, khaki, frędzli czy skórzanych ramonesek, uwodzić nas będzie wszystko to, co… metaliczne. Brzmi dziwnie? Nie czujesz się przekonana? Zobacz, o co chodzi w praktyce.
Od jakiegoś czasu docierały do mnie sygnały o tym, że ta jesień ma być pochwałą wyrazistego, metalicznego stylu w makijażu i nie tylko, ale traktowałam to dość wybiórczo i pobłażliwie. Kiedy jednak zsumowałam te sygnały, dotarło do mnie, że może to ma sens – w końcu kiedyś odmiana od wszechobecnego nude, czerni i szarości jest konieczna, a może właśnie jesienią, dla ożywienia i dodania blasku, to właśnie ten moment? Ale po kolei.
Jeśli chodzi o manicure, tutaj najbardziej wyrazistą manifestacją błysku jest najnowsza kolekcja Semilac Cat Eye. To dziewięć nowych lakierów hybrydowych, które, najeżone metalicznymi drobinami, możemy aplikować w zależności od upodobań – na ciemną lub kolorową bazę, a za pomocą magnesu dodatkowo osiągać bardziej finezyjne wzory. Odcienie, jakie pojawiły się w kolekcji, mogłyby w mojej opinii równie dobrze nosić nazwy kamieni szlachetnych, bo to z nimi właśnie mi się kojarzą: intensywny szmaragd, topaz czy szafir zdecydowanie są widoczną inspiracją dla kocich lakierów Semilac. Docelowo jednak nie o same ich kolory, a możliwy do uzyskania trójwymiarowy efekt zdobienia tu chodzi.
Efekt, jaki możemy uzyskać przy pomocy lakierów Cat Eye w duecie z czarną bazą – u mnie obowiązkowo 033 Black Diamond – jest tak naprawdę bardzo różny. Na pierwszym paznokciu od lewej, gdzie w rolach głównych występuje nr 613 Blue, mamy najbardziej klasyczną wersję kociego manicure – gdzie poprzecznie przyłożony magnes utworzył po prostu pasmo zbliżone do autentycznej kociej tęczówki. Tu jednak zaczyna się rozwidlenie możliwych do obrania kierunków, bo za sprawą Magnetic Pen, czyli magnesu w długopisie od Semilac, mamy większe pole manewru i nie musimy się do tego efektu ograniczać. Kolejne paznokcie (wszystkie kolory tutaj) to już dowód na to, jak różne mogą być wzory uzyskane za pomocą magnesu, gdy jest on mniejszy i bardziej precyzyjny. Przyszło mi do głowy porównanie do efektu osławionego już marmuru – drobne, nieregularne rysy, zwłaszcza w srebrno-szarej tonacji łudząco przypominają ten paznokciowy hit. Niezależnie, czy wyobraźnia podpowiada wam linie na białej skale, roztopioną lawę czy grę światła na kamieniach szlachetnych, jedno jest pewne – mamy tu spore pole do popisu.
Techniczna strona wykonania takiego manicure jest banalna i to jeden z wartych odnotowania plusów, bo co z tego, że na paznokciach wyczarować można wiele, jeśli często jest to skomplikowane i/lub czasochłonne? Tutaj – zdecydowanie nie. Kroki, jakie należy wykonać, nie różnią się znacznie od tych w przypadku regularnego manicure:
1. Baza
2. Kolor – dwukrotnie, dla uzyskania większej intensywności koloru.
3. Warstwa koloru Semilac Cat Eye.
4. Nie utwardzamy! Na tym etapie przykładamy kilka milimetrów nad płytką magnes i dopiero gdy ułożenie się drobinek nas satysfakcjonuje – umieszczamy paznokcie w lampie.
5. Po utwardzeniu, pokrywamy paznokcie topem no wipe – i gotowe.
Powiem wam, że jako zdeklarowana wielbicielka albo intensywnie ciemnych śliwek, bordo i khaki, albo przeciwnie – jasnych, mlecznych wariantów nude, kocie oko Semilac przemawia do mnie pozytywnie. Nie latem, nie wiosną, ale nadchodzącą jesienią, jestem sobie w stanie wyobrazić manicure z jego udziałem – zwłaszcza w wersji bordo i zielenią. Chcę też jeszcze poeksperymentować z odcieniami aplikowanymi na różne bazy – także te jasne. Jak zwykle, ilość możliwych do uzyskania efektów jest tak duża, że ciężko to sobie wyobrazić i najlepiej po prostu… spróbować!
A wracając do obiecanej kwestii metalicznych trendów – zobaczcie same, co w tej kwestii udało mi się zmontować. Ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, że definitywnie zrywamy tej jesieni z matem i wszelkimi zgaszonymi wrzosami i brązami?
Metaliczne linery do kresek, płynne pomadki, cienie, no i moja faworytka – metaliczna ramoneska. Chociaż uwielbiam ją w klasycznej, czarnej wersji, myślę że ta wiśniowa mogłaby dogadać się z grubym, szarym swetrem i botkami na obcasie.
6 komentarzy