Już od dobrych kilku lat z dumą, satysfakcją i przyjemnością wykonuję swój manicure hybrydowy samodzielnie – choć nie zawsze wszystkie z tych określeń mogłam postawić w jednym zdaniu. Początki były odrobinę frustrujące, a efekt końcowy długo nie spełniał moich oczekiwań. Dziś, po jakichś 5 latach, odkąd na moich paznokciach zagościła hybryda Semilac, mam garść przemyśleń, które sama chciałabym wiedzieć na początku mojej hybrydowej drogi. Ciekawe? Czytajcie dalej.

- Z czasem będzie łatwiej
Sformułowanie – banał, ale… to prawda. Każde kolejne podejście do manicure to ciut lepsza technika, pewniejszy chwyt i lepsze ułożenie dłoni. Moje pierwsze dzieła paznokciowe były zdecydowanie zbyt toporne i niewiele miały wspólnego z perfekcją, ale dzięki podglądaniu tutoriali na YouTube i prac na Instagramie czy Pintereście – z czasem zaczęłam zwracać większą uwagę na precyzję przy skórkach, kształt krzywej C czy samą linię płytki. Żeby jednak ten progress miał miejsce, faktycznie warto zwrócić uwagę na dobre nawyki i nie powielać własnych błędów. W czasach, gdy ja zaczynałam (jak to brzmi!) nie istniały np. szkolenia, z których można dziś łatwo i wygodnie skorzystać. Szkolenia Semilac to 7h praktycznej wiedzy, która pozwoli wyeliminować wiele błędów i uczyć się na znacznie lepszych podstawach.
- Mniej znaczy więcej
Nie mam tu w żaden sposób na myśli samej stylizacji – wychodzę z założenia, że na paznokciach powinnyśmy nosić to, co tylko lubimy, jeśli nie ogranicza nas np. sytuacja zawodowa. Technicznie jednak, przestrzegam przed moim początkowym błędem: wydawało mi się, że grubsza ilość bazy, koloru i topu zapewni mi bardziej solidny manicure, który dłużej się utrzyma… nie muszę chyba mówić, jak bardzo mijałam się z prawdą? Zbyt grube warstwy produktów nie tylko powodowały, że całość kiepsko się utwardzała, ale też wyglądały po prostu nieestetycznie. Dziś wiem, że najlepsza metoda to cieniutkie warstwy – w przypadku każdego z produktów – dosłownie wcierane w płytkę w optymalnej ilości. Obecnie proces aplikacji jest łatwiejszy również ze względu na różnorodność np. baz. Do wyboru mamy klasyczną, ale też wzmacnianą Fiber Base (idealną dla kruchych paznokci), Care Base (z keratyną i biotyną) czy idealną właśnie dla początkujących według mnie – Dream Long Base, której konsystencja jest tak przyjemna we współpracy, że to faktycznie – bajka.
- Porządne akcesoria to podstawa (lampa, cążki)
Tu też nie ma zaskoczenia, a jednak umówmy się: czy faktycznie kompletując swój pierwszy zestaw do manicure hybrydowego, podchodzimy do niego od strony narzędzi, czy raczej nasze myśli wędrują prosto w kierunku upragnionych kolorów? Cóż – w moim przypadku tak było – uważałam, że wystarczy mi byle jaki bloczek polerski czy cążki, bo liczy się strażacka czerwień na moich paznokciach. Kolejna kwestia to lampa – tylko ta o odpowiedniej mocy jest w stanie właściwie utwardzić produkt i zapewnić satysfakcjonujący efekt końcowy. Mój model to lampa UV LED 36W/54 Diamond Collection i całym sercem mogę ją polecić. Prawda jest taka, że tylko na odpowiednio przygotowanej płytce oraz w towarzystwie zadbanych skórek, kolor ma szansę wyglądać naprawdę dobrze. Odkąd korzystam z bardzo precyzyjnych cążek do skórek, pushera i płatków bezpyłowych, nie mam już problemu ze sprawnym i starannym przygotowaniem dłoni do samego malowania, które wieńczy efekt. Wcześniej odstające skórki czy wkradające się gdzieś tuż pod top włókno wacika potrafiły skutecznie zepsuć efekt końcowy.

- Pracuj mądrze, nie ciężko
Jednym słowem – korzystaj z dobrodziejstw innowacji, których dzisiaj nie brakuje. Lubisz lakiery w odcieniu nude? Świetnie, sięgnij po Semilac Extend Care 5 w 1 lub One Step Hybrid. Chcesz zwiększyć przyczepność lakieru i przedłużyć jego trwałość? Po to powstał primer witaminowy. Zdobienia? Zamiast frustrować się ręcznie malowanymi wzorami, użyj naklejek wodnych, które dają zachwycająco naturalny efekt. To rzeczy, z których ja nie mogłam skorzystać kilka lat wstecz, ale dzisiaj – na pewno tak i zdecydowanie poprawiają one jakość manicure.
- Nie bój się nowości – ułatwią Ci życie
Choć początkowa nieśmiałość względem wykonywania manicure i kolejnych etapów zaawansowania jest zrozumiała – naprawdę warto wychodzić ze strefy komfortu. Mnie też wydawało się, że przedłużanie paznokci jest zbyt czasochłonne i skomplikowane – do czasu, gdy wykonałam je za pomocą Semilac Extend Base i nagle moje wiecznie krótkie paznokcie stały się zgrabnymi migdałkami. Podobnie było z frezarką, której obawiałam się długi czas – a dziś nie wyobrażam sobie bez niej życia. To oczywiście narzędzie, do którego należy podejść z uwagą i cierpliwością, ale dzięki różnorodnej gamie frezarek, także tych dopasowanych do amatorskich potrzeb – zdecydowanie łatwiej opanować jej możliwości. Takie modele jak frezarka Semilac Compact Lite czy Mini Pen to małe i poręczne sprzęty o dużych możliwościach.

Macie swoje rady, które dopisałybyście do tej listy? Zgadzacie się z moimi przemyśleniami?
Dodaj komentarz